środa, 17 maja 2017

Pójdźmy na kompromis



Bita śmietana, ciemne piwo, ser feta, czy ogórek kiszony. Nieważne. Kochał je wszystkie bezgranicznie. Często eksperymentował, łącząc składniki pozornie do siebie niepasujące. Przyprawiał dania na wszystkie możliwe sposoby, tak aby chociaż one miały smak. Raz na ostro, raz łagodnie, coś na zimno i na gorąco. Gotowanie było nieodłączną częścią jego życia. Pomagało mu ukoić nerwy, uspokoić się, odreagować rzeczywistość, ludzi, świat. To właśnie dzięki niemu jeszcze nie zwariował.

Pewnego razu w czarno-białej gazecie znalazł przepis na zupę krem. Ten mały skrawek papieru wydał mu się pełen jaskrawych barw, jakby specjalnie dla niego ktoś go przemalował. Oczy mu się zeszkliły, a usta ułożyły w szeroki uśmiech. Nie marnując ani chwili czasu od razu zabrał się do jej przyrządzenia. Do połowy garnka nalał zimnej wody z kranu. Postawił na kuchence i czekał aż niebieski ogień opatuli jego dno. Zaczął kolejno wsypywać składniki. Na pierwszy rzut poszła radość, bo jej było najwięcej. Następnie miłość, smutek i inteligencja. Przyprawił szczyptą strachu i niepokoju. Zanurzył płaską, drewnianą łyżkę w gorącej niejednolitej masie. Brakuje chilli. W jednej chwili zupa nabrała wyrazu. Woń zapachów przeszyła go na wskroś. Czuł się jakby latał. Spróbował. Faktycznie była fantastyczna, najlepsza jaką jadł...a przynajmniej tak mu się wydawało. Powiedział, że do końca życia będzie jadł tylko ją. Na początku robił ją dosyć często, chwaląc za każdym razem. Nie wiedząc czemu sprawiała mu przyjemność tak ogromną jak zanurzenie się w wodzie podczas upalnego dnia. Zawsze gdy ją widział pojawiał się uśmiech na jego twarzy (no chyba, że udawał). Nigdy go nie zawiodła, była idealna, bulgotała przyjaźnie, ani razu złowrogo. Mimo wszystkich ochów 
i achów nad nią, potrzebował przerwy. Wrócił do rodzinnego miasta. Pobyt tam wpędził go w chwilę refleksji. Zaczął się zastanawiać nad sensem bycia kucharzem, gotowania tej samej zupy. A może już czas coś zmienić, spróbować odtworzyć stare przepisy. Myśli pałętały mu się po głowie niczym huragan. Zdecydował zaryzykować. Nie musiał długo szukać, przepis nie był nawet lekko zakurzony, ktoś nad nim ciągle czuwał. Od razu wziął się do roboty. Wlał wodę i wrzucił: relaks, zapomnienie, wolność i rozkojarzenie, przyprawił na koniec szczyptą złudnego szczęścia. To co stworzył w jego obłędnych oczach było arcydziełem, lepszym niż zupa krem, która zdążyła mu się przejeść. Kiedy wrócił do aktualnego miejsca zamieszkania postanowił gotować ją co jakiś czas, tak z przyzwyczajenia. Natomiast z dania, które dawno temu podbiło jego serce i teraz zrobiło to znowu, nie zamierza rezygnować. Uznał że tak będzie najlepiej. Czy zupie odpowiada taki układ? Nie jest tego pewna, wie tylko tyle, że bez Niego nie byłoby jej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj, jeśli chcesz ;)