Nieopodal zarośniętego do połowy stawu, gdzie zazwyczaj poiły się zebry znajdowała się olbrzymia skała z przerażająco ciemną jaskinią. Chodzą plotki, że zajmuje ją potężny lew z czarnym sercem i obłędem w oczach. Nikt go nigdy nie widział, bo nie był na tyle odważny by go odwiedzić w tej mrocznej krainie. Był sam dla siebie i swojego huraganu myśli. Targała nim samotność...zazwyczaj.
Lecz tego wieczoru jego wewnętrzne "ja" krzyczało jeszcze głośniej z bólu i lęku przed niebezpieczną rzeczywistością. Widocznie nie był tak silny i twardy, jak go oceniano. Pogrążony
w ciągłym zmęczeniu rozłożył się wygodnie na wyścielonym uschniętymi liśćmi kamieniu i jak bezbronne dziecko zasnął jakby na wieczność. Potrzebował tej chwili wytchnienia. Pełnia księżyca rozświetliła horyzont, gwiazdy migotały smutno jakby w rytm jakiejś znanej ballady. Nastała głucha, niepokojąca cisza. Letni wiatr już dawno zdążył utulić całą sawannę do snu. Zwierzęta zapadły w niewinną śpiączkę pełną pięknych marzeń sennych. Nic nie stuka, nie szemrze, nie szeleści. W rogu jamy pod niewielką pajęczyną stała metalowa klatka. Poszarpane pręty wskazywały na to, że ktoś z nutą desperacji przegryzł je na wylot. W środku pustka, na zewnątrz pustka. Po myszy nie zostało ani śladu.
W końcu miała to, czego chciała. Wolność. Nie musi już się dusić w tym ciasnym pomieszczeniu pełnym ograniczeń. Sama zbudowała wokół siebie osłonę niczym skorupę orzecha, weszła do niej, została. Kreowała własną rzeczywistość przez nikogo nie narzuconą. Nie dopuszczała do niej nikogo. Z czasem jej psychika nie wytrzymała i całkowicie siadła. Uciekła od problemów, znowu...Mija kolejny z tych samotnych dni w życiu lwa. Poszarzała sierść, opadła bujna kiedyś grzywa. Uważał mysz za przyjaciela. Rozmawiali, śmiali się i płakali razem. Tak miało być już zawsze. Niestety oboje naładowani wybuchową, psychiczną przeszłością
i marną przyszłością, tworzyli związek niemal toksyczny, niebezpieczny. Są w niekorzystnym momencie...ale czy kiedykolwiek będzie lepiej? Może tak, a może i nie. Każdy dzień jest przecież kolejną szansą. Szansą na co? Na nic. Tak po prostu się mówi, żeby kogoś pocieszyć. Szkoda, że nikt tego pocieszenia nie potrzebuje...
1...2...3...wdech, wydech. "Ogarnij się, jesteś królem przecież!" - ryknął lew któregoś dnia do niemrawej postaci w lustrze. Przyjrzał się uważnie każdej części ciała. Pysk ułożył w coś na pozór grymasu. "Hej Ty, kim jesteś?" - zapytał z pogardą
i zaciekawieniem. Nie uzyskał odpowiedzi, na którą i tak nie liczył. Zamrugał powiekami, wytężył wzrok. Postanowił wziąć się
w garść. Zaczął od ułożenia grzywy, na ostrzeniu pazurów kończąc. Wyprostował się, wypiął pierś do przodu i powiedział - "Nie wiem kim jesteś, ale pozwolę Ci zostać. Zasługujesz na dużo więcej niż miałeś do tej pory. Zapomnij o gryzoniu, czas zapolować na antylopę." Pewność siebie skoczyła mu do tego stopnia, że zebrał siły na wyjście ze swej ciemni. Tak jak koty mają w zwyczaju, poszedł własną, obraną ścieżką...oby znowu nie zbłądził gdzieś po drodze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj, jeśli chcesz ;)