sobota, 27 maja 2017

Egzystencjalne pogo


Z każdym krokiem coraz wyraźniej słychać krzyki młodych, spragnionych zabawy studentów. Mnóstwo bramek, panowie 
i panie w żółtych, rażących kamizelkach. Już na starcie gwarantowana jest lekka penetracja po częściach garderoby. Sprawdzano kieszenie, prześwietlano torebki. Po prześlizgnięciu się obok ochrony od razu rzucają się w oczy długie kolejki do namiotów z procentowymi napojami. No tak, każdy chce się wyluzować, zapomnieć.
Nie mniejsze zgromadzenia występują pod niebieskimi budkami, jedni urządzają tam zawody kto wyżej skoczy, drudzy prowadzą ciekawe rozmowy, a jeszcze inni pośpieszają osoby siedzące 
w środku. Parędziesiąt metrów wilgotnego terenu dalej znajduje się samo serce wydarzenia. Ultrafiolet rozświetla pół owalny podest 
z mężczyzną o głębokim głosie i zespole rodem z energetykowego raju. Światła migoczą, zmieniając kąty padania. Przez mikrofon lecą kolejno wyśpiewane słowa, muzyka przyjemnie dudni rozsadzając bębenki i inne wnętrzności. Tekst niby z przekazem, lecz nie dociera do każdego z imprezowiczów. Wielu znalazło się tu z przypadku, możliwe, że czeka na późniejsze wystąpienia. Wykrzyczane szepty, śpiew i jednoznaczne spojrzenia. Łyk za łykiem, kubeczek za kubeczkiem, parę butelek przed i jeszcze jedna po. Specyficzne zapachy roznoszą się między tłumem roześmianych twarzy. Delikatny podmuch wiatru sprawia, że każdy ma okazję poczuć nutkę chwilowego szczęścia. Jednak nie każdemu to wystarcza. Tuż pod samą sceną stoi niewielka grupa znajomych. Wokalista dobrze im znany, wersy lecą jakby 
z automatu. Tańce, podskoki, z pozoru świetna zabawa. Ale pozory mylą. Szum myśli w głowie, spokój na zewnątrz i ból w sercu. Kolejne piwo, kolejna fajka i jeszcze jedna piosenka. Koncert koncertem, a wspomnienia wspomnieniami. Refleksje krążą po ludziach i załamują emocjonalną równowagę. Sztuczny, wymuszony uśmiech, łza w kąciku oka. Kamuflaż jest jedyną możliwą opcją, dlatego tak chętnie jest stosowany. Mimo wszelkich rozmyślań nad swym nędznym losem, czujność jest podstawą w tak słabo strategicznie miejscu. Coraz więcej niewinnych duszyczek zostało wplątanych w wir ekscytacji, szaleństwa i siniaków. Ciało odbija się od ciała, ręka od ręki, noga od nogi. Ktoś upadł, a ktoś się podniósł. Strzelają jak biały proszek z przegryzionego zozola. Dobra mina do złej gry lub zebranie miłośników masochizmu. Ani jedno ani drugie nie jest okazem zdrowia psychicznego. To trochę jak w życiu...bo życie jest jak to pogo pod sceną. Jesteśmy jak pluszowe misie udające, że odczuwanie bólu jest lekkostrawne, 
a tymczasem kruszymy się od środka niczym ciasto francuskie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj, jeśli chcesz ;)