czwartek, 26 października 2017

Śliski parkiet


- O nie! Tym razem naprawdę nie mogę się spóźnić – krzyknęła spanikowana podnosząc gwałtownie głowę z poduszki. Po czym wyskoczyła z łóżka niczym z armaty i rzuciła się w kierunku torby leżącej gdzieś na drugim końcu pokoju. Spakowała ciut za długą, tiulową spódnicę i bladoróżowe baletki. Nie oglądając się za siebie wybiegła z domu. Wsiadła do pierwszej lepszej taksówki i nakazała kierowcy jechać we wskazane miejsce.

Gdy dojechali niepewnie otworzyła drzwi i rozejrzała się wokół. Lotnisko było pełne ludzi. Jedni biegli w kierunku wskazanym przez komunikaty, zaś inni czekali z utęsknieniem na swoich bliskich wracających z dalekich podróży. Znaleźliby się jeszcze ci, którzy niecierpliwili się stojąc w kolejce do małego sklepiku. Poczuła jak cała ta sytuacja zaczęła ją przytłaczać i wpędzać w lęk przed nieznanym. Miała ochotę zapaść się pod ziemię lub po prostu wrócić do domu. Niestety nie mogła tego zrobić. Tuż za rogiem alejki czekał na nią Marcin, jej choreograf i autorytet, którego traktowała jak starszego brata. Przytuliła go mocno, gdy do niego podeszła. Odwzajemnił ciepłe powitanie i rzucił pośpiesznie:
- Chodź, zaraz mamy samolot do Londynu, musimy na niego zdążyć.
Paręnaście chwil potem znaleźli się już na pokładzie. Nie mówiąc nic do siebie zajęli swoje miejsca.
- Jak samopoczucie? - spytał nagle. 

- W porządku, lecz chyba się trochę zdrzemnę, mało spałam 
w nocy.

- Dobrze, odpoczywaj przed występem.
Nie chciała go oszukiwać, ale co miała powiedzieć? Że strasznie się stresuje? Że przez nerwy nie mogła wczoraj zasnąć? To jest jej pierwszy występ, boi się, że coś wyjdzie nie po jej myśli. Pierwszy raz leci samolotem, martwi się, że się rozbiją. Przez swoje dziwne lęki przed porażką nie umie mówić po angielsku. A co jeśli ktoś do niej podejdzie i będzie musiała z nim rozmawiać? I co wtedy?

- Zrobię z siebie idiotkę – wyszeptała, nie zwracając uwagi na to, że Marcin ją usłyszał.

- Spokojnie, jesteś zmęczona, musisz się chwilę zdrzemnąć – starał się ją uspokoić, ale na próżno.
Całą drogę nawet nie zmrużyła oka, nie była w stanie. Marcin też nie spał, cały czas czuwał nad nią, co chwilę próbując ją rozśmieszyć żartami. Nie chciała żeby zrobiło mu się przykro, lecz stres nie pozwalał jej nawet na mały grymas. Dolecieli. Na lotnisku dostali dwie ulotki od pani w średnim wieku. Widniało na nich zaproszenie na balet, w którym miała występować. Kawałek śliskiego papieru zawierał także cenę biletu i informację o słodkim poczęstunku zaraz po pokazie. Schowała broszurkę do kieszeni 
i ruszyła za Marcinem.

- Część zarobionych przez teatr pieniędzy będzie przekazana tobie – oznajmił z obojętnym wyrazem twarzy

- O jej, naprawdę? To super! - nie wiedząc czemu na chwilę zapomniała o stresie i lęku, wciąż nie dającym jej spokoju.
Nie odpowiedział już nic, nie czuł takiej potrzeby. Uśmiechnął się tylko i zamówił taksówkę. Po dotarciu na miejsce jakaś kobieta wskazała im garderobę i miejsce na widowni dla Marcina.
Potężne kurtyny zaczęły oddalać się od siebie, a muzyka rozbrzmiewać coraz głośniej i głośniej. Zaczęło się. Na scenie pojawiła się dosyć liczna grupa tancerzy baletowych. Wszystko szło zgodnie z planem, delikatne chassé i fouetté z gracją zakończone piruetem. Widzowie byli zachwyceni, niektórzy wręcz wzruszeni. Podniosła, dynamiczna muzyka zagłuszała demotywujące głosy w jej głowie. Szło jej tak dobrze, płynnie przechodziła z jednej pozycji do drugiej. Strach całkiem ją opuścił. Czuła się jakby była w innym świecie, przestała zwracać uwagę na ludzi patrzących na nią spoza sceny. Właśnie zbliżał się koniec występu. Dziewczyna wyskoczyła z jednej nogi i uderzyła nią 
w drugą znajdującą się w powietrzu. Niespodziewanie przy lądowaniu prawa noga poślizgnęła się jej do przodu. Z hukiem upadła. Muzyka grała dalej, zagłuszyła te niefortunne zdarzenie. Baletnica wstała najszybciej jak się dało i dosyć niezgrabnie próbowała ratować występ dzielnie walcząc do samego końca. 
Nastał czas podziękowań. Zdecydowanie nie miała na to ochoty, wszystko ją bolało, czuła zażenowany wzrok widowni. Nie mogła jednak po prostu zejść. Po ukłonie, zgrabniejszym niż cała reszta wywołała Marcina, żeby wszedł na scenę i stanął obok niej. Starała się ustać prosto, mimo bólu i utrzymać głos w jednej tonacji.

- Dziękuję Ci za cały trud, który włożyłeś w moją pracę oraz cierpliwość do moich humorków - mocno go przytuliła 
i uśmiechnęła się krzywo wręczając ogromny bukiet kwiatów.

- Ja również dziękuję ci za współpracę, jesteś niesamowicie zdolną tancerką, trzymam kciuki za dalsze postępy i gratuluję tych, które już nastały.
Już mieli schodzić do garderoby po tej małej, chyba dobrze zagranej scence, gdy nagle ktoś szarpnął ją za ramię.


- Don't worry, you was amazing! I'd like work with you. Do you agree?

- Oh, jeah! She waited for it all the time! - zanim zdążyła zareagować, Marcin zadecydował za nią.
- Great! - rzekł facet w granatowej marynarce. Spróbowała odwzajemnić gest – it's my number – dodał wręczając jej małą wizytówkę - call me.
- Thank's
- Good bye – pożegnał się i odszedł.
- Zwariowałeś chyba! - krzyknęła rozgniewana do Marcina.
- Ale o co ci chodzi?
- Nie umiem angielskiego, boję się, upadłam na scenie, jestem za słaba, żeby z nim współpracować.
- Nie jesteś, uwierz w siebie, ja już więcej cię nie nauczę, przekazałem ci wszystko co umiem. Teraz doszlifuj swój warsztat
i zacznij wspinać się coraz wyżej i wyżej.
- Boję się, że go zawiodę.
Ignorując to co powiedziała dodał - za pieniądze, które zarobiłaś skrócimy ci spódniczkę, zgoda? Ta jest za długa, za ciężka. 
- Okej - przytaknęła tylko, nie chcąc się z nim więcej kłócić.
- Dasz radę, ty zawsze dajesz radę - rzucił z przekonaniem 
i zaprowadził ją na lotnisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj, jeśli chcesz ;)