poniedziałek, 24 lipca 2017

Mr. Gallant





W samym sercu ciemnego lasu znajdowała się mała, drewniana chatka. Co jakiś czas zamieszkiwała ją pewna rudowłosa dziewczyna. Po ciężkim, stresującym toku wydarzeń postanowiła znowu zawitać do tego bezludnego miejsca. Odnajdywała tu ciszę
i spokój, którego tak bardzo jej brakowało. W końcu miała czas
i warunki, by przemyśleć kilka dręczących ją spraw. Jak zawsze, zabrała ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Wypakowała mydło, parę ubrań i latarkę z zapasowymi bateriami. Na okrągłym stoliku położyła klucze. Całkowicie odłączona od świata siedziała otulona kocem przy rozpalonym kominku. Obserwowała jak jedna iskierka przeskakuje nad drugą. Pozwoliła ogniowi przejąć kontrolę nad targającymi nią myślami. Pozostawiając ciało w bezruchu niespodziewanie usnęła. 

Nagle znalazła się ponad lasem. Fruwała, robiła w powietrzu fikołki. Nareszcie czuła się wolna i niezależna od nikogo. Wylądowała koło szumiącego wodospadu. Miała wrażenie, że woda wymawia jej imię. Bez chwili zawahania zdjęła spodnie 
i koszulkę. Strumyk skutecznie ochłodził ją w upalny dzień. Pływała, nurkowała i cieszyła się każdą bezbarwną kroplą. Beztroska zabawa tak ją pochłonęła, że nawet nie zauważyła jak słońce schowało się poza horyzontem. Wynurzyła się z wody 
i dygocąc z zimna nałożyła ubrania na mokre ciało.
Nastała bezgwiezdna noc. Omijając wystające, ostre kamienie spacerowała między drzewami, coraz bardziej zagłębiając się 
w otaczający ją las. Ścieżka wydawała się nie mieć końca, jedno drzewo przypominało drugie. Szum wiatru zagłuszał nawracające refleksje. Mrok utrudniał jej poruszanie się. Zdesperowana wygrzebała latarkę z kieszeni, włączyła i przyśpieszyła kroku. 
Z każdą minutą robiło się zimniej. 
Nagle usłyszała coś na wzór wycia. Spojrzała w górę na niebo. Włosy zjeżyły się na rękach, po plecach przebiegły ciarki. 
Była pełnia. 
Stawiając coraz szybciej nogę za nogą zaczęła biec. Przeskakiwała nad dołami, schylała się pod wygiętymi gałęziami, coraz szybciej 
i szybciej. Nieważne którędy, ważne, że do przodu. Bała się, bardzo się bała. Z trudem łapała oddech. Słyszała chrupanie szyszek pod jej ubłoconymi butami...i kolejne wycie. Było głośniejsze. Serce biło jej jak szalone, a płuca przestawały współpracować. Spocona 
i zmęczona bezsilnie opadła na ziemię. Dusząc się z bezdechu panicznie wymachiwała światłem. Strach przed niebezpiecznymi wilkami opętał jej umysł i przejął kontrolę nad rozsądkiem. Stworzenia w mgnieniu oka znalazły się przy niej. Okrążyły ją odbierając jakąkolwiek drogę do ucieczki. Zaczęła się trząść nadal leżąc na ziemi.
Jeden skok, drugi, poczuła ogromny przeszywający ból pod żebrem. Krew spływała strużkiem po drobnym ciele. Poszarpane spodnie ledwo przykrywały jej nogi. Zesztywniała. W jednej chwili całe życie miała przed oczami. Nie miała już sił bronić się przed bestiami, poddała się. Płacząc i krzycząc czekała na śmierć. Skrzyżowała ręce na piersi i zamknęła oczy, gdy nagle usłyszała strzał. Wilki z piskiem zaczęły się od niej oddalać. Zdezorientowana ujrzała nad sobą wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta. 
- Mów mi Mr. Gallant - powiedział bohater.
- Ok - z trudem wydukała w odpowiedzi.
Mężczyzna zaniósł ją do siebie, położył na łóżku i opatrzył rany. Zasnęła.
Gdy otworzyła oczy nadal siedziała w fotelu przykryta kocem. Ogień zgasł w ciągu nocy. Podnosząc się poczuła ukłucie pod żebrem. Zdziwiła się, że ból jej nie opuścił. Zaczęła rozmyślać 
o śnie. Kim był ten mężczyzna? Chwiejnym krokiem ruszyła ku torbie i zaczęła się pakować. Myśli krążyły jej po głowie...
- A co jeśli by go tam nie było? Gdyby to nie był sen...zginęłabym - mówiła do siebie przerażona - Nie jestem tutaj bezpieczna, nigdzie nie jestem. Siła, niezależność, odwaga? Pozory? Możliwe - w jej głosie słychać było żal i rozczarowanie - Pragnę wsparcia, drugiej osoby...mężczyzny takiego, który mnie obroni przed złem. Świat nie potrzebuje cwaniaków uciekających jak mała dziewczynka. Chcę kogoś silnego, zaradnego, który będzie o mnie dbał. Kogoś takiego...jak Mr. Gallant. 
Poniosła ją fantazja, w głowie lekko zaszumiało, a w brzuchu wirowały motylki. Już widziała go jak przysuwa jej krzesło do stołu i pierwszej nalewa wina. Lekko uniesiona, z uśmiechem na twarzy wsiadła do samochodu i pojechała. Gdzie? Gdzieś daleko, szukać swego superbohatera ze snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj, jeśli chcesz ;)