Tego
ranka znowu dotknął mnie mocniej. Ze strachu zamknęłam oczy.
Przeszywający ból otworzył mi dygocące, mokre ręce. Coś spadło,
potłukło, coś się poturlało. Brązowy cień rozsypał mi się
pod nogami, a szklana buteleczka podkładu dotarła aż pod parapet.
Odbiła się od ściany, stanęła. Niewielki strumień łez popłynął
mi po policzkach. "Sprzątnij to" - usłyszałam.
Posłusznie zebrałam proszek szufelką i wyrzuciłam do śmieci.
Podniosłam buteleczkę i postawiłam na toaletce obok perfum od niego. Spojrzałam nieśmiało w górę, patrzył na mnie z tym cwanym uśmieszkiem co zwykle. Czułam jak jego błyszczące, niczym księżyc oczy rozbierają mnie z uczuć, emocji, ubrań. Sprawiał, że byłam brudna i czysta jednocześnie. Fantastyczne uczucie, niesamowicie pociągające. Bez wahania wydusiłam z siebie: "kocham cię". Uśmiechnął się jeszcze szerzej, nachylił i delikatnie pocałował. Blask, którym rozświetlał cały mój pokój, niczym ognisko, nagle go opuścił, zamieniając się w szarość, inność, dzikość nie do okiełznania. Mat zawładnął jego cierpkimi ustami, które teraz wydały mi się jeszcze bardziej wydatne i ponętne. Usiadł na fotelu obok i zajął się swoimi sprawami. Natychmiast dokończyłam się malować żeby mu nie przeszkadzać. Starannie zakryłam fioletowy obłok na policzku i prawym nadgarstku. Wzięłam talerz z okruszkami, który leżał na stoliku i natychmiast umyłam. Nie chciałam żeby znowu był na mnie zły. Kocham go za to, że jest taki władczy, twardy i stanowczy. Wydaje mi się wtedy niesamowicie męski. Jednak dzisiaj było inaczej. Potrzebowałam opieki, ciepła i troski. Powiedziałam mu o tym. Wstał, zaśmiał się gorzko, mruknął coś pod nosem i wyszedł z domu mocno trzaskając drzwiami.
* Tekst nie ma nic wspólnego z moim życiem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj, jeśli chcesz ;)